sobota, 18 stycznia 2014

Słodki pęczak na poprawę humoru...

Łojojoj... cóż to się z tą pogodą porobiło... Najpierw  śnieg. Potem deszcz. Trochę wiatru... bardzo dużo wiatru... I mróz. 
Zima jest okropna. Kapryśna. Markotna. Nieodpowiedzialna z niej psotka. Niepostrzeżenie zatruwa tylko wesołe istnienie. Już lepsza jest wiosna. Kwitnąca. Pachnąca.Chociaż jakąś nadzieję ze sobą niosąca... 
Dziś pęczakotty. Jedna ciasteczkowa ( Nigruma;), druga kokosowa ( Rewolwerowca:). Budyniowe, bo kremowe. Z konfiturką...


Przy pęczaku postępujemy podobnie jak przy owsiance. Musimy tą kaszę długo gotować  w mleku ( najpierw dokładnie płuczemy mroźną wodą) , doprawić według uznania. Cynamon , miód , kakao... Jak kto woli...Kiedy pęczak jest gotowy do spożycia przyjmuję kleistą postać, mleko zupełnie znika.:) Mi bardzo posmakował, bardziej niż owsianka. Zrobiłam go tak trochę aldente ;), więc fajnie się chrupało...;D.
Odszczepieńczy eksperyment z pęczakiem na słodko powiódł się.:)

Tym opychał się Nigrum.;)


To pałaszował Rewolwerowiec.;)
Smacznego Głodownicy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz