Zima jest okropna. Kapryśna. Markotna. Nieodpowiedzialna z niej psotka. Niepostrzeżenie zatruwa tylko wesołe istnienie. Już lepsza jest wiosna. Kwitnąca. Pachnąca.Chociaż jakąś nadzieję ze sobą niosąca...
Dziś pęczakotty. Jedna ciasteczkowa ( Nigruma;), druga kokosowa ( Rewolwerowca:). Budyniowe, bo kremowe. Z konfiturką...
Przy pęczaku postępujemy podobnie jak przy owsiance. Musimy tą kaszę długo gotować w mleku ( najpierw dokładnie płuczemy mroźną wodą) , doprawić według uznania. Cynamon , miód , kakao... Jak kto woli...Kiedy pęczak jest gotowy do spożycia przyjmuję kleistą postać, mleko zupełnie znika.:) Mi bardzo posmakował, bardziej niż owsianka. Zrobiłam go tak trochę aldente ;), więc fajnie się chrupało...;D.
Odszczepieńczy eksperyment z pęczakiem na słodko powiódł się.:)
Tym opychał się Nigrum.;) |
To pałaszował Rewolwerowiec.;) |
Smacznego Głodownicy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz